Strącona gwiazda wdzięczności | |
|
|
Pomniki się burzy i nic w tym zdrożnego, zwłaszcza jeśli są śladami obcej dominacji. A jednak, powtórzę, zachowałbym szczeciński pomnik Wdzięczności. Jego rozebranie albo przeniesienie w dwadzieścia lat po upadku komunizmu świadczyłoby o naszej małości. | |
Zimą
1945 r., gdy Rosjanie przystąpili do kolejnej ofensywy, Polska zamarła
w wyczekiwaniu. Nadzieja na wyzwolenie mieszała się ze strachem przed
zniewoleniem. Jednak o wileńskim doświadczeniu Armii Krajowej,
której żołnierzy NKWD aresztowało, mało kto wiedział, a na
dodatek panowało przekonanie, że gorzej niż pod okupacją niemiecką być
nie może. Mordercza polityka Hitlera do tego stopnia zniechęciła do
Niemiec niemal całą wschodnią część kontynentu, że
późniejszy
podbój przez Stalina traktowała ona jako namiastkę
wyzwolenia, a
w każdym razie wyrwanie z objęć wszechogarniającej śmierci.
Naród jest ... wykrwawiony. Przyjmie każdą nową sytuację.
Byle
bez Niemców - stwierdzał hrabia Kaniowski z powieści
Włodzimierza Odojewskiego. Nawet w Polsce wschodniej, gdzie pamiętano o
"dokonaniach" sowieckich w latach 1939-1941, cieszono się na wieść o
zbliżającym się froncie. Wypatrywaliśmy z nadzieją ... - wspominał
Stanisław Paszkowski - wyzwoleńczej Armii Czerwonej. Wkrótce
na
drodze ze Lwowa pojawiły się... czołgi, obwieszone bosymi, zakurzonymi,
w podartych łachach żołnierzami... Szaleliśmy z radości... Nasze mamy
całowały te umorusane, ziejące bimbrem dzieciaki.
Niebiańska muzyka sowieckich armat Nie inaczej było w Polsce centralnej. Na wschód od Warszawy z ukrycia wyszedł Ludwik Hirszfeld, znakomity immunolog, zapisując, że wreszcie zakończyło się życie gnanego zwierzęcia. Wzruszony , zwrócił się do rosyjskiego oficera z najprostszymi słowami: Dziękuję panu. Jeszcze lepiej powitano armię sowiecką na ziemiach wcielonych bezpośrednio do Rzeszy. Polacy wyrażają się prawie z miłością o Rosji - zapisał w dzienniku z pewną przesadą Władymir Gelfand, młody sowiecki oficer, który nie krył, że nie może utrzymać w ryzach żołnierzy. Piją, a potem rabują i gwałcą, by wreszcie umrzeć z przepicia - notował ze wstydem. Niemniej Wielkopolanie podejmowali sowieckich żołnierzy z radością. Żyje się nam tutaj jak w domu - dodawał Gelfand, ciesząc się z bukietu przebiśniegów podarowanych mu przez jakąś polską panienkę nieopodal Poznania: trzymałem go długo na sercu. W tym samym czasie w głodującym Poznaniu Juliusz Bardach, później świetny historyk, meldował w raporcie: poznaniacy zdają sobie sprawę, że swoje wyzwolenie zawdzięczają wyłącznie Armii Czerwonej i za to są jej naprawdę wdzięczni. W styczniu 1945 r., gdy Niemcy w popłochu uciekali z Europy Środkowo-Wschodniej, Elżbieta Pintus, polska Żydówka, nasłuchiwała na strychu u kaszubskich folksdojczów [sic!] pod Kartuzami odgłosów sowieckich armat. Dla moich uszu - wspominała - było to jak niebiańska muzyka. Kiedy jednak wyszła z ukrycia, napotkała rosyjskiego oficera, który dał jej do zrozumienia, że względem Żydów Hitler się nie mylił. Jednocześnie Pintus zauważa, że Rosjanie kochali dzieci, przynosili im słodycze. Gehenna kobiet W swoim raporcie Bardach podkreślał, że wdzięczność Polaków dla Rosjan maleje w miarę rosnącej liczby rabunków i gwałtów. Prawdziwa gehenna kobiet rozpoczęła się wszelako dopiero po przekroczeniu przez armię sowiecką przedwojennej granicy polsko-niemieckiej. Tutaj Sowieci czuli się niczym na ziemi niczyjej, nawet jeśli nie brakowało oficerów, którzy - jak Lew Kopielew - próbowali bronić ludności cywilnej. Czerwonoarmiści - notował na Pomorzu Adam Bromberg - jak drapieżniki wypuszczone z klatek rzucali się na wszystko, co się dało posiąść, gwałcili kobiety publicznie,... pili do nieprzytomności i tańczyli przy ogniskach, które palili w mieszkaniach eleganckimi meblami. Na niemieckiej Warmii kobiety, niemieckie i polskie, chowały się po bagnach, pisze Hubert Orłowski, wspominając pierwszego, już niemłodego żołnierza sowieckiego, który usłyszawszy od jego matki: Giermancew niet, rozpłakał się i przeżegnał przed obrazami świętych. Zaraz po nim weszli następni, którzy wyrzucili ich z domu, uprowadzając ojca i stryja do Rosji. Rosjanie pili na umór, ale jednocześnie częstowali chlebem, komiśniakiem o smaku niepowtarzalnie znakomitym - zanotował Orłowski. Dramat nie ominął robotnic przymusowych w Niemczech - wspominała pracująca podczas wojny w Zielonej Górze Janina Zając, dodając atoli, że mogły wreszcie ruszyć do domu. 26 kwietnia w Szczecinie W opuszczonym Szczecinie naprzeciw Armii Czerwonej wyszli 26 kwietnia 1945 r. nieliczni niemieccy opozycjoniści, niosąc transparent z napisem "Witamy naszych wyzwolicieli". Marian Przyborowicz, stojący przy późniejszym placu Kościuszki, cieszył się wraz z innymi robotnikami przymusowymi z wkroczenia wojsk sowieckich: Nareszcie zbliża się koniec wojny. W podszczecińskim Wielgowie, jak ustaliła Katarzyna Marciszewska, robotnicy przymusowi zorganizowali zabawę na wieść o zbliżaniu się Armii Czerwonej. Zresztą i później nie brakowało tutaj polsko-sowieckich potańcówek. Niemal w tym samym czasie Leonard Borkowicz, pełnomocnik rządu na Pomorze Zachodnie donosił Bierutowi, że Sowieci systematycznie palą Szczecin, a dowódcy nie panują nad sytuacją. Przejęcie władzy przez Polaków nie od razu zmieniało sytuację. Słaba polska administracja nie była w stanie opanować chaosu. Według raportu z września 1945 r. służba kolejowa w Stargardzie dopuszczała się gorszych występków od Sowietów. Żywe ruiny Europa była... piekłem i domem wariatów jednocześnie - pisał zaraz po wojnie Hirszfeld, a ksiądz K. Żarnowiecki dodawał w "Pionierze Szczecińskim", że największym problemem powojennym nie są wypalone domy, lecz kataklizm moralny. Wojna nie tylko skłóciła naród z narodem, człowieka z człowiekiem, ale przede wszystkim człowieka z samym sobą, z własnym sumieniem. Odbudowę żywych ruin Żarnowiecki uznał za najpilniejsze zadanie. Zniewalająca dynamika wojny wciągała ofiary. Szaber był zajęciem powszechnym. Na ziemiach centralnej Polski rozpoczęły się napady na powracających do domów Żydów. Eugenio Reale, ambasador Włoch w Warszawie, zapisał w 1946 r., że Żydzi... od pierwszych dni oswobodzenia padają nieustannie ofiarą aktów gwałtu i morderstw, które wtrącają ich w stan zupełnej paniki. U podstaw tych zabójstw, które dotknęły od kilkuset do kilku tysięcy osób, leżały względy rabunkowe. W ten sposób broniono się przed zwrotem zagrabionego w latach wojny majątku, często nawet kupionego, tyle że od niemieckiego okupanta. Bano się, że wraz z jego ucieczką transakcje przestaną obowiązywać Rozmowy
przy stole
Z debatą na temat roku 1945 nie zetknąłem się dopiero jako historyk, który coraz baczniej obserwował długie dyskusje uczonych, myślicieli. Stykałem się z nią od najmłodszych lat. Ojciec, który w 1942 r. za wydawanie gazety podziemnej trafił do obozu koncentracyjnego w Austrii, mimo że wrócił do kraju, marzył o innym końcu wojny, podobnym jak w 1918 r. Matka, która spędziła wojnę w Wielkopolsce, zawsze dodawała swoje twarde "ale": gdyby nie Rosjanie, to nie wiadomo, czy w ogóle siedzielibyśmy przy tym stole. Jej konstatacja dotyczyła, rzecz jasna, życia w ogóle, a nie zamieszkiwania w Szczecinie, niemniej bolesny paradoks dziejowy spowodował, że bez Stalina, niezależnie od jego intencji, nie byłoby nas w ogóle w Szczecinie. To z rąk sowieckich Piotr Zaremba otrzymał 5 lipca 1945 r. symboliczne klucze do miasta. Pomnik Wdzięczności Pomniki się burzy i nic w tym zdrożnego, zwłaszcza jeśli są śladami obcej dominacji. A jednak, powtórzę, zachowałbym szczeciński pomnik Wdzięczności. Jego rozebranie albo przeniesienie w dwadzieścia lat po upadku komunizmu świadczyłoby o naszej małości. O wiele lepiej spożytkować ten kontrowersyjny, lecz w sensie architektonicznym neutralny monument, wykorzystujący popularny od starożytności element kolumny, jako zaproszenie do wycieczki po Szczecinie i jego przeszłości. A poza tym, jeśli znaczna część szczecinian uznaje ten pomnik za swój, za odzwierciedlenie kawałka trudnej przeszłości miasta, regionu, Polski i Europy w XX w., to w myśl demokratycznych reguł należałoby uszanować ich uczucia. Wprawdzie trudno się nie zgodzić z Wasilijem Grossmanem, radzieckim korespondentem wojennym z czasów drugiej wojny światowej, że nazizm i komunizm są różnymi formami jednego i tego samego zjawiska, które historycy określają mianem totalitaryzmu. Trudno nie dostrzec, że w 1939 r. Hitler potrzebował Stalina, by zgotować Europie piekło, które koniec końców uderzyło również w ZSRR. Trudno wreszcie Polakom okazywać bezwarunkową wdzięczność Armii Czerwonej, bez udziału której nie doszłoby do Katynia i zsyłek. Trudno też jednak nie pochylić się z pokorą nad ofiarą krwi złożoną przez prostych żołnierzy sowieckich podczas odbijania naszych ziem reżimowi zagrażającemu samej egzystencji narodu. Co więcej, pomnik Wdzięczności w percepcji wielu szczecinian upamiętnia walki o Pomorze Zachodnie toczone nie tylko przez armię sowiecką, ale i polską. Czy naprawdę chcemy wymazać z polskiej historii żołnierzy Wojska Polskiego zmierzających do Polski ze wschodu? Można debatować, która z dróg do Polski była właściwsza, ale nie wolno zapominać o żadnej z nich. Syn najstarszy poszedł do armii Andersa, a młodszy... do "Kościuszkowców". I obaj zginęli na wojnie - usłyszała Aneta Popławska od zamyślonego nad polskimi losami starego szczecińskiego sybiraka. Strącona gwiazda Każda epoka ma swe własne cele, więc i pomniki należą do swoich czasów i więcej mówią o tych, co je zbudowali - lub zburzyli - niż o wydarzeniach i ludziach, do których się odnoszą. Cele ideologiczne, jakie miał uosabiać pomnik Wdzięczności, można przekreślić bez przekreślania samej historii. Starczyłoby, powtórzę, przywrócenie gwiazdy, tyle że powinna się ona znaleźć u stóp pomnika. "Strącona" gwiazda symbolizowałaby upadek systemu komunistycznego, w którego okowach znajdowała się Polska przez ponad pół wieku, a Rosja jeszcze dłużej, ponosząc odpowiednio większe konsekwencje cywilizacyjne. Niczego nie ujmując dramatowi Polaków, komunizm, a wraz z nim Gułag, był przede wszystkim doświadczeniem milionów obywateli ZSRR, którzy płynęli do sowieckich łagrów - pisał Aleksander Sołżenicyn - gęstymi ławicami. W końcu 1944 i wiosną 1945 r. trafili tam powstańcy z Wilna, ale i setki tysięcy jeńców radzieckich, niechcianych świadków wcześniejszych porażek. Choć znaleźli się wśród zwycięzców, nie do nich, jak i nie do Polaków, należała wielka wiktoria. Żołnierze sowieccy, "obrońcy Stalingradu", którym co niektórzy chcą odebrać ulice w Polsce, na pewno zasługują na upamiętnienie za ich decydujący wkład w zwycięstwo nad Hitlerem. To prawda, że ginęli z gwiazdą na czapce, ale wcale niekoniecznie, zwłaszcza starsze roczniki, za gwiazdę. Nie przypadkiem odradzająca się Rosja zdetronizowała tę gwiazdę, przywracając w herbie św. Jerzego. W naszej części Europy pięcioramienna gwiazda nie jest bowiem symbolem zwycięstwa, lecz raczej zniewolenia, a w najlepszym razie zdruzgotanych nadziei. Bez oswobodzenia naszego ducha od jej uroku, twierdził Sołżenicyn, nie można naprawdę zrzucić komunizmu. Zachowanie pomnika Wdzięczności ze "strąconą" gwiazdą mogłoby być kompromisem, który pogodzi Rosjan i Polaków, zarówno zwolenników pozostawienia pomnika, jak i jego przeciwników. Co więcej, pomnik w takiej postaci prowokowałby dyskusje nad naszą tożsamością, prowokowałby pytania, bez których historia jest zupełnie nieprzekonująca. W ustrojach demokratycznych najlepiej sprawdzają się pomniki, które powstają drogą ucierania poglądów albo same są przyczynkiem do debaty na temat przeszłości i wartości. Prof. Jan M. Piskorski (ur. 1956), publicysta i historyk z Uniwersytetu Szczecińskiego, profesor gościnny wielu uniwersytetów zagranicznych, przewodniczący Rady Muzeum Narodowego w Szczecinie |
© wyborcza.pl
Сбитая звезда благодарности
|
|
Памятники
снесены — и в этом нет ничего плохого, особенно если они
представляют собой следы иностранного господства. И всё же я хотел бы
повторить: я бы сохранил щецинский памятник благодарности. Его демонтаж
или даже просто перенос спустя двадцать лет после падения коммунизма
— это свидетельство нашей ничтожности.
|
Зимой 1945 года, когда Красная армия начала новое наступление, Польша замерла в тревожном ожидании. Надежда на освобождение смешивалась со страхом перед порабощением. Лишь немногие знали о судьбе Армии Крайовой в Вильно, чьи солдаты были арестованы НКВД. Господствовало мнение, что ничего не может быть хуже немецкой оккупации. Гитлеровская политика террора настолько исказила восприятие, что сталинское завоевание воспринималось как освобождение — или, по крайней мере, как прорыв из объятий смертоносной тьмы. Польская нация истекала кровью. Она примет любую новую реальность — но только без немцев, как выразился граф Кановский в романе Влодзимежа Одоевского. Даже на востоке Польши, где ещё помнили ужасы советской оккупации 1939–1941 годов, люди встречали фронт с надеждой. «Мы смотрели с надеждой... на освобождающую Красную армию», — вспоминал Станислав Пашковский. Вскоре из Львова появились танки, увешанные грязными и измождёнными солдатами, босиком и в лохмотьях. «Мы обезумели от радости... Наши матери целовали этих оборванных, пьяных детей», — писал он. Небесная музыка советских пушек В центральной Польше реакция была аналогичной. Известный иммунолог Людвик Хиршфельд, вышедший из подполья к востоку от Варшавы, писал: «Жизнь преследуемого животного наконец-то закончилась». Он подошёл к русскому офицеру и произнёс простое: «Спасибо». В включённых в рейх западных районах поляки встречали Красную армию ещё более восторженно. Молодой советский офицер Владимир Гельфанд, хоть и с явным преувеличением, писал: «Поляки выражают почти любовь к России». При этом он честно признавал, что не может удержать солдат от грабежей, изнасилований и пьянства. Но в Великой Польше его встречали с букетами подснежников. «Я долго держал его в своём сердце», — записал он. Тем временем в голодающем Познани Юлиуш Бардах докладывал: «Жители понимают, что обязаны своим освобождением только Красной армии, и действительно ей благодарны». В январе 1945 года, когда немцы в панике бежали, польская еврейка Эльжбета Пинтус слушала на чердаке дома немецкого фольксдойче звуки советских пушек. «Для меня это была небесная музыка», — вспоминала она. Однако, выйдя из укрытия, она столкнулась с офицером, который заявил, что Гитлер был прав по отношению к евреям. И всё же Пинтус отмечала: солдаты любили детей, приносили им сладости. Женский ад Бардах в своём отчёте писал, что благодарность поляков уменьшалась по мере роста числа грабежей и изнасилований. Настоящий ад для женщин начался, когда армия пересекла довоенную польско-германскую границу. Там солдаты чувствовали себя на ничейной земле. Даже при наличии офицеров, подобных Льву Копелеву, пытавшихся защитить гражданское население, зверства продолжались. «Красноармейцы, словно хищники, выпущенные из клеток, нападали на всё, что могли захватить, насиловали женщин прилюдно, пили до беспамятства, жгли мебель прямо в квартирах», — писал Адам Бромберг. В Вармии женщины прятались в болотах. Один пожилой солдат, услышав, что «дойчей нет», плакал и крестился. Но за ним пришли другие — они выгнали женщин из дома, увезли мужчин. «Русские пили до забвения, но раздавали хлеб», — вспоминал Хуберт Орловский. Даже польские угнанные на работы в Германию не избежали насилия. Щецин, 26 апреля 26 апреля 1945 года в заброшенном Щецине группа немецких оппозиционеров вышла навстречу Красной армии с плакатом: «Добро пожаловать, освободители». Польские принудительные рабочие, как Мариан Пшиборович, радовались. В Вельгово под Щецином устроили танцы. Однако уже в те дни Боркович сообщал: Советы поджигают город, а командиры не контролируют ситуацию. Позднее польская администрация также не смогла сдержать хаос: в Старгарде железнодорожная служба совершала преступления хуже, чем Советская армия. Живые руины Хиршфельд писал: «Европа была адом и сумасшедшим домом одновременно». Священник К. Жарновецкий добавлял: главная проблема — не сгоревшие дома, а моральный катаклизм. «Война поссорила человека не только с другим человеком, но и с самим собой». Реконструкция живых руин — главная задача. В то же время евреи, вернувшиеся домой, подвергались нападениям. Итальянский посол Реале докладывал о постоянных актах насилия. Цель — не допустить возвращения имущества. Разговоры за столом История 1945 года — не только тема научных дискуссий. Мой отец, заключённый концлагеря в Австрии, мечтал о конце войны, как в 1918 году. Моя мать, пережившая войну в Великой Польше, говорила: «Если бы не русские, мы бы не сидели за этим столом». Эта фраза касалась жизни вообще — не жизни в Щецине. Но ведь именно из рук советского коменданта Пётр Заремба получил символические ключи от города 5 июля 1945 года. Памятник благодарности Памятники сносят — и это нормально, особенно если они символизируют чужое господство. Но я всё равно бы сохранил Щецинский памятник благодарности. Его демонтаж спустя два десятилетия после падения коммунизма — это признак слабости. Лучше было бы использовать его как повод для исторического осмысления — например, «сбить» звезду и разместить её у подножия. Такая «сбитая» звезда стала бы символом краха коммунизма и разбитых надежд. Это было бы уважением к памяти миллионов граждан СССР, пострадавших от ГУЛАГа, а также к польским жертвам. Сбитая звезда — как компромисс Советские солдаты, «защитники Сталинграда», которых сегодня хотят вычеркнуть из истории, заслуживают памяти за вклад в победу над Гитлером. Они умирали под красной звездой, но не всегда — за неё. В путанице знаков и смыслов сбитая звезда — символ не господства, а его конца. Такой памятник примиряет: и русских с поляками, и противников с защитниками. Памятник становится вопросом — а не ответом. А это и есть подлинный смысл памяти.
Профессор Ян М. Пискорский (род. 1956), журналист и историк Щецинского университета, приглашённый профессор во многих зарубежных университетах, председатель совета Национального музея в Щецине. |