|
||
Częściowo wbita w ziemię gwiazda, może nadłupana niczym w efekcie naturalnego upadku, byłaby zupełnie niesamowitym symbolem końca komunizmu w Polsce i w Szczecinie. Zarazem my, polscy mieszkańcy Szczecina, dalibyśmy znać, że doceniamy wkład prostych żołnierzy sowieckich w utrwalenie polskiego stanu posiadania na Pomorzu | ||
Historyk
na pewno wie o przeszłości więcej niż przeciętny zjadacz chleba.
Niemniej, nie ma patentu na prawdę, a tym bardziej na stawianie
prognoz, wyprowadzanie z przeszłości właściwych wniosków na
przyszłość. Historyk ustawia tylko drogowskazy, które służą
pomocą, lecz przecież prowadzą w wielu kierunkach. Wybranie kierunku
rozwoju miasta jest zaś rzeczą polityka samorządowego, którego
ograniczają demokratyczne ramy prawa oraz wiedza o przeszłości,
chroniąca go przed wstąpieniem na drogę utopii. Przypomina to nieco
sytuację kierowcy, który choć sam wybiera cel, zmierza do niego
po wytyczonych przez drogowców szlakach i zmuszony jest
przestrzegać ogólnie przyjętych zasad ruchu, co na pewno
zwiększa prawdopodobieństwo szczęśliwego finału podroży, lecz go w
żadnym razie nie gwarantuje.
Są państwa z łatwiejszą i trudniejszą historią. Są też miasta z przeszłością bardziej i mniej skomplikowaną. Szczecin leży w szczególnie doświadczonej przez nazizm i komunizm wschodniej części Europy Środkowej, a na dodatek zalicza się do miast z wyjątkowo zawikłaną przeszłością, naznaczoną drastycznie przymusową wymianą całej jego ludności. Miastem przeklętym nazwał je jeden z bohaterów powieści Ryszarda Liskowackiego. Tym bardziej do skomplikowanej historii miasta należy podejść z szacunkiem, skromnością i wyrozumiałością jak do matki, nawet tej z najbardziej trudną przeszłością. Ani matki, ani miejsca urodzenia nie zmienimy. ***
Jednym z bardziej dramatycznych momentów w najnowszej historii Szczecina jest jego zajęcie przez Armię Czerwoną. Dla wielu, zwłaszcza dla niemieckich kobiet, był to prawdziwy dramat. Niektóre z nich, w tym wnuczka burmistrza Hakena, popełniły samobójstwo. Inni jednak, jak robotnicy przymusowi i jeńcy, czekali na sowiecką armię z wielką nadzieją, choć i z nie mniejszymi obawami. Marian Przyborowicz opisał, jaką radość wywołało wejście wojsk radzieckich w dniu 26 kwietnia wśród stojących na późniejszym placu Kościuszki polskich robotników przymusowych. Dla wychodzących z ukrycia Żydów Armia Czerwona stanowiła prawdziwego wybawcę i kiedy Niemcy w popłochu uciekali na wschód, a Polacy zastygali w trwodze, oni nasłuchiwali zbliżających się armat niczym niebiańskiej muzyki. Nie zmienia to faktu, że nierzadko uwolnione Żydówki, uratowane przed niechybną śmiercią, jednocześnie były krzywdzone. Nie inaczej było z tysiącami Polek, zwłaszcza powracającymi z robót przymusowych w Niemczech. Niemniej w walkach na ziemiach polskich zginęły masy prostych żołnierzy sowieckich, którym - choćby z racji naszych chrześcijańskich aspiracji - winni jesteśmy dług wdzięczności, a przynajmniej pamięć. Nawet jeśli przyniesiona przez nich wolność była tylko ułudą, ich wejście oznaczało koniec masowej eksterminacji Żydów i Polaków. Stąd w Wielkopolsce witano Rosjan jak wyzwolicieli. Młody sowiecki oficer odnotował w 1945 r.: Na tym terenie ludzie są nieporównywalnie przyjaźni, wiele wycierpieli i podejmują nas jak swoich, i żyje się nam tutaj jak w domu. I dalej: wczoraj pewna polska panna podarowała mi bukiet przebiśniegów, a ja długo trzymałem go na sercu. Polacy z nowych ziem zachodnich, przesiedleni po części z utraconych Kresów, mają z Armią Czerwoną jeszcze większy problem niż mieszkańcy Polski centralnej. Szczecin, miasto niemieckie, rabowano szczególnie długo. Równocześnie bez sowieckiego żołnierza, po prostu by nas tutaj nie było. To prawda, że Stalin realizował własne plany, ale realizował je przy pomocy najczęściej Bogu ducha winnych sowieckich żołnierzy, którzy - chcemy czy nie chcemy - stanęli na straży polskich ziem zachodnich, w tym Szczecina. We wrześniu 1946 r. Wladimir Gelfand, młody sowiecki oficer, zapisał w Świnoujściu, z jaką nienawiścią wygnani Niemcy mówią o Polakach i jak się starają przypodobać żołnierzom Armii Czerwonej. Mieli liczyć na to, że w kolejnej wojnie Rosjanie nie wezmą nas w obronę, a wtedy Niemcy usuną Polskę z mapy. Daremne żale! Nic z tego nie będzie! - dodawał Gelfand od siebie. Trudno nie być wdzięcznym Gelfandowi - sympatycznemu, młodemu Ukraińcowi o sowieckiej tożsamości i żydowskich korzeniach. Już on sam zasłużył na pomnik w Szczecinie, a przecież takich żołnierzy było w Armii Czerwonej więcej, zapewne większość, nawet jeśli czas wojny wydobywa męty na wierzch, a cena życia i godności dramatycznie spada. Wśród żołnierzy sowieckich nie brakowało zresztą Polaków, obywateli sowieckich i zaciągniętych przymusowo. Niektórzy z nich nienawidzili komunizmu, ale walka z Hitlerem była dla nich celem nadrzędnym. ***
Namawiałbym więc do pozostawienia Pomnika Wdzięczności, oczywiście po zmianie jego nazwy, na dotychczasowym miejscu i niemal w dotychczasowym kształcie. W żadnym wypadku nie rozbierałbym go, ani nie przenosił. Nie umieszczałbym także na pomniku orła, jak proponuje prof. Tadeusz Białecki. Natomiast przywróciłbym gwiazdę, która na szczęście się zachowała. Tyle że nie umieszczałbym jej, broń Boże, na czubku pomnika, gdzie była poprzednio, lecz u jego stóp. Częściowo wbita w ziemię gwiazda, może nadłupana niczym w efekcie naturalnego upadku, byłaby zupełnie niesamowitym symbolem końca komunizmu w Polsce i w Szczecinie. Zarazem my, polscy mieszkańcy Szczecina, dalibyśmy znać, że doceniamy wkład prostych żołnierzy sowieckich w utrwalenie polskiego stanu posiadania na Pomorzu. Pomnik w takim kształcie byłby nie tylko magnesem dla turystów, co nie jest przecież bez znaczenia, ale i dawałby znakomity pretekst do opowiedzenia historii trudnych początków polskiego Szczecina w 1945 r. W ramach planowanej przez Muzeum Narodowe we współpracy z Centrum Dialogu "Przełomy" tzw. ścieżki wolności, można by wznieść pod pomnikiem niewielki, ale efektowny budynek, w którym mogłoby się mieścić centrum informacji turystycznej i niewielkie interaktywne muzeum. Turysta mógłby w nim obejrzeć i poczytać o "zdobyciu-wyzwoleniu" Szczecina oraz o przedwojennych i powojennych losach placu Żołnierza, gdzie miał stanąć zupełnie inny pomnik, socrealistyczne monstrum, na które - na szczęście - nie znaleziono pieniędzy. Obecny monument nie jest brzydki w sensie architektonicznym i znakomicie spina plac, przy którym znajdują się gomułkowskie baraki, gierkowskie bloki z wielkiej płyty i resztki niemieckiej zabudowy, a wszystko to dodatkowo na tle socrealistycznego ŚDM-u. Co więcej, ten skromny w sumie pomnik niemal zasłoniły drzewa i nie rzuca się on w oczy. Warto też dodać, że taka koncepcja nic by miasta nie kosztowała, gdyż wspomnianą ścieżkę finansuje marszałek. Nie od rzeczy będzie ponadto przypomnienie, że pomnika na placu Żołnierza nie można ruszyć bez zgody rosyjskiego MSZ. Jest on bowiem chroniony umową międzypaństwową, a nam, szczecinianom, powinno szczególnie zależeć na przestrzeganiu prawa. Inaczej stawiamy pod znakiem zapytania naszą przyszłość w Szczecinie. ***
Był czas na burzenie pomników i zapewne wkrótce po 1989 r. przyklasnąłbym, jak wielu, jego rozbiórce. Tak wówczas uczyniono z krakowskim pomnikiem Koniewa. Niemniej minęło 20 lat, w czasie których wiele zrozumieliśmy. Kraków nie pretenduje zresztą do ogólnopolskiej normy, tym bardziej dla Szczecina, który nie ma jego prapolskiej historii. Chodzimy w zupełnie innych butach i najpiękniejszym wciąż jeszcze elementem architektonicznym miasta są poniemieckie Wały Chrobrego. Nie bójmy się tego. Idźmy odważnie własną, szczecińską drogą, nie imitując czegoś, czego podrobić nie zdołamy. Nie bójmy się skomplikowanej prawdy o Szczecinie, która na pewno nie jest jednowymiarowa. Pozwólmy przemówić szczecińskim pomnikom pełną barwą głosów, czym zasłużymy na szacunek sąsiadów i niejednego przybysza z Krakowa, którego zachwycimy naszym interaktywnym kioskiem wolności koło pomnika z sowieckim żołnierzem. Co więcej, zróbmy z wielobarwnej przeszłości Szczecina wartość samą w sobie, element budowy tożsamości regionalnej, której tutaj tak dramatycznie brakuje. Pamiętajmy, że mieszkańcy Szczecina są różni i w demokratycznym systemie wszyscy mają prawo do swojego zapisu pamięci. Współczesna kultura pamięci jest polifoniczna i to jest właśnie szansą dla Szczecina, miasta wciąż niewykorzystanych możliwości. ***
Nie twierdzę, że przedstawiony przeze mnie pomysł jest najlepszy. Jednak pozostałe koncepcje sprowadzają się najczęściej do wyprowadzenia pomnika, nie mówiąc, co zrobić potem z placem, który na wiele dziesięcioleci pozostanie zapewne szkaradny. Dla Piłsudskiego czy Jana Sobieskiego, preferowanych przez radnych PiS, nie ma tu miejsca, gdyż kojarzą się jednoznacznie z polityką wschodnią. Rzucony kiedyś przelotnie przez prezydenta Tomasza Jarmolińskiego pomysł umieszczenia na placu św. Ottona, wydaje się ciekawszy, tyle że misjonarz Pomorza kompletnie nie pasuje do brzydoty otoczenia, czego Galeria Kaskada na pewno nie zmieni. Rozwiązania nie zaproponowała również Ewa Podgajna, która skrytykowała mnie za zburzenie konsensusu oraz obronę brzydkiego pomnika, którego nikt nie chce ("Gazeta Wyborcza'', 5 czerwca 2008). Rzecz w tym, że podważanie utartych poglądów jest moim obowiązkiem zawodowym i w takim celu zostałem zaproszony na ciekawe posiedzenie Komisji Kultury. Z kolei sprawy estetycznej wartości pomnika nie da się rozstrzygnąć - mnie się jego prosta bryła podoba. Rzekoma zgoda co do losu pomnika jest zaś wymysłem dziennikarki, która najwyraźniej nie śledzi innych głosów. Starczy przywołać liczne opinie, choćby z relacji w "Głosie Szczecińskim" z tego samego dnia, czy ze wspomnianego posiedzenia Komisji Kultury, na którym Ewy Podgajnej nie było. Ma czego żałować, gdyż zobaczyłaby człowieka o poglądach raczej prawicowych, który wołał, że nie dopuści do przeniesienia pomnika, chyba że po jego trupie. Monument upamiętnia bowiem szlak bojowy, jaki przeszedł w 1945 r. jego ojciec, a z nim wielu innych ojców i dziadków mieszkańców Szczecina. Nie zapominajmy i o nich! * Poprawiona wersja wystąpienia na posiedzeniu Komisji Edukacji i Kultury szczecińskiej rady miejskiej w dniu 4 czerwca 2008 r. Jan M. Piskorski (ur. 1956), publicysta i historyk z Uniwersytetu Szczecińskiego, profesor gościnny uniwersytetów w Halle, Londynie, Moguncji, Osnabruecku, przewodniczący Rady Muzeum Narodowego w Szczecinie. Jego prace wydaje się m.in. w: Hiszpanii, Niemczech, USA i Wielkiej Brytanii |
© wyborcza.pl
|
||
Звезда, частично застрявшая в земле, возможно, расколотая в результате естественного коллапса, стала бы совершенно удивительным символом конца коммунизма в Польше и Щецине. В то же время мы, польские жители Щецина, дадим нам знать, что мы ценим вклад простых советских солдат в консолидацию польской собственности в Померании. | ||
Историк, конечно, знает больше о
прошлом, чем средний едок хлеба. Тем не менее, нет правды на правду, а
тем более на предсказания и правильные выводы из прошлого на будущее.
Историк размещает только полезные указатели, но они ведут во многих
направлениях. Выбор направления развития города является задачей
политического деятеля самоуправления, который ограничен демократической
правовой базой и знаниями прошлого, что защищает его от вступления на
путь утопии. Это несколько напоминает ситуацию водителя, который, хотя
и выбирает пункт назначения, идет по нему по маршрутам, обозначенным
дорожными работниками, и вынужден следовать общепринятым правилам
дорожного движения, что, безусловно, увеличивает вероятность
счастливого конца, но не гарантирует его.
Есть страны с более легкой и сложной историей. Есть также города с более и менее сложным прошлым. Щецин находится в восточной части Центральной Европы, особенно пострадавшей от нацизма и коммунизма, и, кроме того, это один из городов с чрезвычайно сложным прошлым, отмеченным резкой насильственной заменой всего населения. Один из героев романа Рышарда Лисковского назвал его проклятым городом. Тем более, что к сложной истории города следует относиться с уважением, скромностью и пониманием, как если бы она была матерью, даже самой трудной в прошлом. Мы не будем менять мать или место рождения. ***
Одним из самых драматичных моментов в современной истории Щецина является его оккупация Красной Армией. Для многих, особенно немецких женщин, это была настоящая драма. Некоторые из них, включая внучку мэра Хакена, покончили с собой. Другие, однако, такие как принудительные работники и военнопленные, ждали Советскую армию с большой надеждой, но не меньшим страхом. Мариан Przyborowicz описал радость, вызванную вводом советских войск 26 апреля среди польских подневольных работников, стоящих на более поздней площади Костюшко. Для евреев, выходящих из подполья, Красная Армия была настоящим спасителем, и когда немцы в панике бежали на восток, а поляки в страхе замерзали, они слушали приближающиеся пушки, похожие на небесную музыку. Это не меняет того факта, что часто освобожденные еврейские женщины, спасенные от неизбежной смерти, также подвергались вреду. Это не отличалось от тысяч польских женщин, особенно возвращающихся с принудительного труда в Германии. Тем не менее, массы простых советских солдат погибли в ходе боевых действий в Польше, которым - хотя бы из-за наших христианских устремлений - мы обязаны долгом или хотя бы памятью. Даже если свобода, которую они принесли, была всего лишь иллюзией, их появление ознаменовало конец массового уничтожения евреев и поляков. Следовательно, в Великой Польше русских встречали как освободителей. Молодой советский офицер заметил в 1945 году: люди в этом районе несравненно дружелюбны, они много пострадали, и они считают нас своими, и мы живем здесь как дома. И еще: вчера польская женщина подарила мне букет подснежников, и я долго держал его в своем сердце. Поляки с новых западных территорий, частично перемещенные из потерянного Креси, имеют еще большую проблему с Красной Армией, чем жители центральной Польши. Щецин, немецкий город, был ограблен в течение особенно долгого времени. В то же время без советского солдата нас просто не было бы здесь. Это правда, что Сталин осуществлял свои собственные планы, но он осуществлял их с помощью самых невинных советских солдат, которые, нравится нам это или нет, защищали западные польские земли, включая Щецин. В сентябре 1946 года Владимир Гельфанд, молодой советский офицер, написал в Свиноуйсьце, с какой ненавистью ссыльные немцы говорили о поляках и как они пытались угодить красноармейцам. Они должны были рассчитывать на то, что русские не защитят нас в следующей войне, и тогда немцы уберут Польшу с карты. Напрасно сожалеет! Этого не случится! Гельфанд добавил от себя. Трудно не быть благодарным Гельфанду - хорошему молодому украинцу с советской идентичностью и еврейскими корнями. Сам он заслужил памятник в Щецине, и в конце концов таких солдат было больше в Красной Армии, скорее всего, большинство, даже если война поднимает мразь на поверхность, и цена жизни и достоинства резко падает. Среди советских солдат были также поляки, советские граждане и те, кого заставляли заключать контракты. Некоторые из них ненавидели коммунизм, но борьба с Гитлером была их приоритетом. ***
Поэтому я призываю вас покинуть Памятник Благодарности, разумеется после изменения его имени, на его нынешнем месте и почти в его нынешнем виде. Я ни в коем случае не разобрал бы это или не сдвинул бы это. Я также не стал бы ставить орла на памятник, как это было предложено проф. Тадеуш Бялецкий. Однако я бы восстановил звезду, которая к счастью выжила. За исключением того, что я не поставлю ее, не дай Бог, на вершину памятника, где она была раньше, но у его ног. Звезда, частично застрявшая в земле, возможно, расколотая в результате естественного коллапса, стала бы совершенно удивительным символом конца коммунизма в Польше и Щецине. В то же время мы, польские жители Щецина, дадим нам знать, что мы ценим вклад простых советских солдат в укрепление польской собственности в Померании. Памятник в этой форме был бы не только магнитом для туристов, что не без значимости, но и послужил бы отличным поводом для рассказа о трудном начале польского Щецина в 1945 году Национальный музей в сотрудничестве с Диалог-центром "Przełomy", так называемые Под монументом можно было построить маленькое, но впечатляющее здание, которое могло бы содержать туристический информационный центр и небольшой интерактивный музей. Турист мог бы увидеть и прочитать о «захвате-освобождении» Щецина и о довоенной и послевоенной судьбе. Солдатская площадь, где должен был быть установлен совершенно другой памятник, монстр-соцреалист, для которого, к счастью, денег найти не удалось. Нынешний памятник не безобразен в архитектурном смысле и прекрасно соединяет площадь с казармами в Гомулке, блоки из бетонных плит и остатки немецких зданий, и все это на фоне социалистического реалиста ВДД. Более того, этот скромный памятник почти покрыт деревьями и его не заметно. Также стоит добавить, что такая концепция не будет стоить городу ничего, так как путь финансирует маршал. Также следует помнить, что памятник в Плац-Жольнице нельзя перемещать без согласия российского МИДа. Он защищен межгосударственным договором, и мы, жители Щецина, должны особенно заботиться о соблюдении закона. В противном случае мы ставим под сомнение наше будущее в Щецине. ***
Было время сносить памятники, и, вероятно, вскоре после 1989 года я бы приветствовал его снос. Так было с памятником Коневу в Кракове. Тем не менее прошло 20 лет и мы многое поняли. Более того, Краков не претендует на национальную норму, особенно для Щецина, который не имеет своей пропольской истории. Мы носим совершенно разные туфли, а самым красивым архитектурным элементом города являются бывшие немецкие набережные Хробри. Давайте не будем этого бояться. Давайте смело пойдем по нашему собственному Щецинскому пути, не подражая тому, чему мы не можем подражать. Давайте не будем бояться сложной правды о Щецине, которая, конечно, не одномерна. Пусть памятники Щецина зазвучат полным цветом голосов, что заслужит уважение наших соседей и многих гостей из Кракова, которых мы будем восхищать нашим интерактивным киоском свободы рядом с памятником советскому солдату. Более того, давайте сделаем Щецин само по себе ценностью, элементом построения региональной идентичности, которой здесь так сильно не хватает. Давайте вспомним, что жители Щецина разные и в демократической системе каждый имеет право написать свою память. Современная культура памяти полифонична, и это как раз та возможность для Щецина, города до сих пор неиспользованных возможностей. ***
Я не говорю, что идея, представленная мной, является лучшей. Однако остальные концепции обычно сводятся к снятию памятников, не говоря уже о том, что делать с площадью, которая, вероятно, останется отвратительной на многие десятилетия. Для Пилсудского или Яна Собеского, которого предпочитают советники PiS, здесь нет места, поскольку они явно связаны с восточной политикой. Идея, однажды выдвинутая президентом Томашем Ярмолинским, разместить на ул. Отто, кажется, интереснее, но поморский миссионер совершенно не соответствует уродству окружения, которое в Галерее Kаскада это точно не изменится. Ева Подгайна, которая критиковала меня за разрушение консенсуса и за защиту уродливого памятника, который никому не нужен («Газета Выборча», 5 июня 2008 г.), не предложила решения. Приглашаем на интересное заседание комитета по культуре. В свою очередь вопрос эстетической ценности памятника не может быть решен - мне нравится его простая форма. репортажи в «Głos Szczeciński» за тот же день или с вышеупомянутого заседания комитета по культуре, на котором Эва Подгайна не присутствовала. Памятник увековечивает военный путь, пройденный его отцом в 1945 году, и вместе с ним многие другие отцы и бабушка и дедушка жителей Щецина. Давайте не будем забывать о них! * Исправленный вариант выступления на заседании комитета по образованию и культуре Щецинского городского совета 4 июня 2008 года. Ян М. Пискорский (род. 1956), журналист и историк из Щецинского университета, Приглашенный профессор в университетах Галле, Лондона, Майнца, Оснабрюка, председатель Совета Национального музея в Щецине. Его работы пользуются спросом в Испании, Германии, США и Великобритании |